Ludy Rzeczpospolitej w „Atlasie Etnograficznym” Murdocka

Parę dni temu w „Ludzie” ukazał się mój artykuł nt. reprezentacji grup etnicznych z obszaru dawnej Rzeczpospolitej w „Atlasie Etnograficznym” George’a Murdocka. Temat bez wątpienia niszowy i wymagający odpowiedniego wyjaśnienia – od czego ma się jednak bloga!

Na wstępie należy zaznaczyć, że (wbrew nazwie) „Atlas Etnograficzny” to po prostu wielka tabela z wierszami reprezentującymi różne kultury i kolumnami, w których opisano cechy tych kultur. Pierwotna idea „Atlasu” była następująca: bierzemy jak najbardziej różnorodną reprezentację wszystkich ludów świata, opisujemy ich podstawowe cechy, jak np. obecność poligamii, główne zajęcie ludności (rolnictwo, pasterstwo itd.), zbieramy to wszystko do wielkiej tabeli i uzyskujemy dane, na bazie których statystycznie badać można np. zależność między poligynią a tabu dotyczącym współżycia seksualnego po ciąży. Ze względu na postawiony cel „Atlas” nakierowany był na ludy „prymitywne”, starając się maksymalizować różnorodność i niezależność obserwacji (zob. problem Galtona) – stąd nie ma w nim zbyt wielu reprezentantów społeczeństw europejskich.

Intencją Murdocka było przekierowanie antropologii w stronę nauki porównawczej, posługującej się naukowymi metodami, z empiryczną falsyfikacją hipotez. Wraz z późniejszą zmianą paradygmatu w tej nauce tego rodzaju badania zostały (przynajmniej przez antropologów) odstawione na bok. Stąd opinie, że „Atlas” Murdocka jest już przestarzały. „Przestarzałość” jest jednak bardzo subiektywną i zmienną kategorią. Z perspektywy obecnego rozwoju ewolucji kulturowej i humanistyki cyfrowej można powiedzieć, że przestarzała wydaje się niechęć do badań statystycznych i metodologia większości antropologów – z jej skrajną nieweryfikowalnością i dowolnością w snuciu interpretacji. Sam „Atlas Etnograficzny” od lat 60. przechodził pewne (mniejsze niż większe) przemiany – np. został rozszerzony o ludy wschodnioeuropejskie, a obecnie doczekał się bardzo przystępnej formy w ramach bazy D-PLACE, gdzie można go dość wygodnie przeglądać i ściągnąć do własnych analiz (stąd). Wykorzystywany jest w różnego rodzaju badaniach ilościowych (czasem nie tyle w antropologii, ile np. w ekonomii). Biorąc zatem pod uwagę jego żywotność, nawrót podejścia ewolucyjnego i ilościowego, dobrze byłoby się zastanowić, jak reprezentowana jest w nim nasza część Europy. I o tym jest mój artykuł.

Przede wszystkim, grupy etniczne Europy, jako zbyt przekształcone przez cywilizację i zbyt blisko wchodzące ze sobą w interakcje, nie są zbyt obficie reprezentowane w „Atlasie”. Z obszaru Europy Środkowo-Wschodniej (w części mniej lub bardziej pokrywającej się z obszarem dawnej Rzeczpospolitej) można znaleźć w nim następujące grupy – jak na mapie:

Grupy etniczne z Atlasu Etnograficznego Murdocka z obszaru i sąsiedztwa dawnej Rzeczpospolitej. Wypełnionymi kółkami zaznaczyłem grupy, które uwzględniłem w analizie; pustymi okręgami – te, których nie uwzględniłem. Źródło: Miśta R. (2022). Representativeness and cultural variation of ethnic groups from the former Polish-Lithuanian Commonwealth in G.P. Murdock’s Ethnographic Atlas. Lud 106, 173-207.

Obecność to jedno (Polaków zresztą nie ma), a jakość danych o nich to drugie. Ta ostatnia jest niestety bardzo niska, co również związane jest z niskim priorytetem, jaki Murdock przypisywał gromadzeniu w swoim zbiorze informacji o społeczeństwach nie-„niecywilizowanych”. Przykładowo, informacje o Białorusinach i Ukraińcach pochodzą z pojedynczych, nieopublikowanych nigdzie notatek. Słabo uźródłowione są też informacje o Litwinach, Węgrach i Czechach. Same informacje są zresztą mocno wybrakowane – dla wszystkich grup z mapki przynajmniej 10% zmiennych (kolumny w tabeli Murdocka) ma przypisany „brak danych”.

Z tej perspektywy trudno powiedzieć, by nasza część Europy była drobiazgowo reprezentowana. Z drugiej strony – biorąc pod uwagę ideę uchwycenia jak największej różnorodności ludzkich społeczności – można zapytać, czy faktycznie aż tak się tutaj między sobą różnimy, by warto było nas aż tak wyszczególniać. W tym celu sprawdziłem, które zmienne przyjmują te same wartości dla wszystkich grup etnicznych z obszaru dawnej Rzeczpospolitej (odpowiedź: ogółem ok. 1/5 zmiennych przyjmuje wspólne wartości, wśród nich np. zwyczaj posagu), które odróżniają je od innych ludów z „Atlasu” (odpowiedź: np. posag i parterowe budownictwo) i które zmienne najbardziej je różnicują (odpowiedź: głównie związane ze środowiskiem przyrodniczym determinującym np. stopień zależności od rolnictwa, oraz cechy demograficzne).

W następnym kroku sprawdziłem, jak bardzo środkowoeuropejskie grupy etniczne różnią się między sobą. I tak doliczyłem się takich oto dwóch tablic ukazujących podobieństwa między parami grup – pierwszą, dla wszystkich zmiennych, dla których dane pary miały niebrakujące wartości:

„Podobieństwo kulturowe” grup etnicznych z obszaru dawnej Rzeczpospolitej z Atlasu Etnograficznego Murdocka. Oznaczenia: RUS – Rosjanie, CZE – Czesi, BEL – Białorusini, LIT – Litwini, UKR – Ukraińcy, MAG – Węgrzy, HUT – Huculi, MOL – Mołdawianie, LAT – Łotysze, EST – Estończycy, LIV – Liwowie, LTAT – Tatarzy litewscy, LKAR – Karaimi litewscy. Górny trójkąt – liczba wspólnych wartości zmiennych, dolny trójkąt – % udział wspólnych wartości zmiennych w ogólnej liczbie niebrakujących wartości zmiennych dla danej pary. Źródło: Miśta R. (2022). Representativeness and cultural variation of ethnic groups from the former Polish-Lithuanian Commonwealth in G.P. Murdock’s Ethnographic Atlas. Lud 106, 173-207.

I drugą, uwzględniającą tylko zmienne bez braków zmiennych dla wszystkich 13 grup:

„Podobieństwo kulturowe” grup etnicznych z obszaru dawnej Rzeczpospolitej z Atlasu Etnograficznego Murdocka. Oznaczenia: RUS – Rosjanie, CZE – Czesi, BEL – Białorusini, LIT – Litwini, UKR – Ukraińcy, MAG – Węgrzy, HUT – Huculi, MOL – Mołdawianie, LAT – Łotysze, EST – Estończycy, LIV – Liwowie, LTAT – Tatarzy litewscy, LKAR – Karaimi litewscy. Górny trójkąt – liczba wspólnych wartości zmiennych, dolny trójkąt – % udział wspólnych wartości zmiennych w ogólnej liczbie niebrakujących wartości zmiennych dla danej pary. Źródło: Miśta R. (2022). Representativeness and cultural variation of ethnic groups from the former Polish-Lithuanian Commonwealth in G.P. Murdock’s Ethnographic Atlas. Lud 106, 173-207.

Jak można zauważyć, w parach Białorusini-Ukraińcy oraz Litwini-Ukraińcy niezależnie od sposobu liczenia, podobieństwo jest bardzo duże. Niedaleko są też pary Ukraińcy-Węgrzy i Białorusini-Czesi. Co sugerowałoby, że raczej wszyscy między Karpatami a Bałtykiem są z perspektywy „Atlasu Etnograficznego” do siebie podobni. Chociaż należy też wspomnieć, że pomiędzy nimi (geograficznie) znajdują się grupy z perspektywy europejskiej wyjątkowo „odmienne” (szczególnie litewscy Tatarzy i Karaimi). Dość nietypowi są Liwowie, a nawet Rosjanie (chociaż dane dla Liwów odnoszą się do 1847 r., a dla Rosjan do 1955, więc jakąś rolę odgrywać może niesynchroniczność informacji).

Podsumowując, z jednej strony reprezentacja grup etnicznych z obszaru dawnej Rzeczpospolitej jest dość skromna, z drugiej strony różnice kulturowe między nimi nie są szczególnie duże. Z trzeciej strony, przy tak słabej bazie dokumentacyjnej nie wiadomo do końca, w jakim stopniu różnice te wynikają z doboru nienajwyższej jakości źródeł. Dlatego też, nawet gdyby nie było sensu w dodawaniu np. grupy etnicznej „Polacy”, to zweryfikowanie i uzupełnienie informacji dla grup już w „Atlasie” się znajdujących byłoby pożytecznym wkładem.

Z czwartej strony – nauka ewoluuje: problemy, metodologie i paradygmaty nieustannie się zmieniają i może się okazać, że zwiększenie „rozdzielczości” (geograficznej i czasowej) „Atlasu” stanie się kiedyś priorytetem. Np. Murdock liczył, że rozbijając kultury na wyizolowane cechy i analizując je łącznie, uda się ukazać związki między kulturami na poziomie regionalnym i światowym. Obszar dawnej Rzeczpospolitej jest obszarem stykowym, półperyferyjnym – większa szczegółowość w opisie tych ziem mogłaby okazać się pomocna w analizie regionalnych sieci zależności, centrów wpływów i ich zasięgów. Chyba najlepszym przykładem może być spór o tzw. linię Hajnala i różnice między zachodnim i wschodnim „modelem rodziny”.

Dobrze więc o „Atlasie” pamiętać.

Materiały pisemne, autorskie materiały graficzne oraz audiowizualne przedstawione na stronie objęte są ochroną prawnoautorską i nie mogą być wykorzystywane w całości lub części bez zgody autora. © Rafał Miśta 2022

Automigracja tradycji ustnych

Jednym z ciekawszych nurtów teoretycznych/metodologicznych w folklorystyce była fińska szkoła historyczno-geograficzna (jej dzieckiem jest np. system klasyfikacyjny bajek ludowych Aarne-Thompsona). Nie wchodząc w różnorakie kontrowersje i krytyki z nią związane (podejście to ma już ponad 100 lat, więc trudno by nie było przestarzałe), wspominam o niej ze względu na pewną hipotezę, która była wysuwana przez jej przedstawicieli, a która stała się jednym z głównych celów ataków od oponentów – mianowicie hipotezę automigracji. Zgodnie z nią tradycje ustne wędrują niezależnie od ludzi, rozprzestrzeniając się na zasadzie dyfuzji od ust do ust, od zagrody do zagrody. Jak miał na ten temat pisać jeden z twórców szkoły fińskiej – Kaarle Krohn: „Rzeczywiście, z reguły same opowieści rozprzestrzeniają się z ust do ust. Sami gawędziarze nie muszą iść dalej niż do domów sąsiadów, a taka migracja może nastąpić w dowolnym momencie.” Co oznacza tyle, że nie potrzeba odległych migracji ludności, aby migrowały tradycje. Koncepcja ta została mocno zaatakowana przez szwedzkiego folklorystę Carla Wilhelma von Sydowa, który w tekście „Geography and Folk-Tale Ecotypes” (1934) przekonywał, że w odniesieniu do przekazu bajek ludowych, hipoteza automigracji nie daje się obronić. Jego argumenty można streścić następująco:

  • liczba osób-nośników tradycji bajarskich jest znikoma w stosunku do populacji, a sam przekaz odbywa się w bardzo specyficznych warunkach. Trudno zatem o przypadkowe rozprzestrzenianie się bajek ludowych;

  • obserwacje empiryczne: wyraźne granice zasięgów występowania niektórych bajek idą w poprzek obszarów niepodzielonych językowo lub komunikacyjnie. Dużo ważniejsze okazują się natomiast zasięgi dawnego osadnictwa oraz dawne podziały polityczne.

Stąd von Sydow wysuwa wniosek, że za rozprzestrzenianie się bajek ludowych nie odpowiada proces automigracji, ale po prostu migracji – tzn. konkretny opowiadacz musi przesiedlić się z jednego regionu do drugiego i przy odrobinie szczęścia jego opowieść zostanie zaadoptowana do lokalnego repertuaru bajek. Mapy zasięgów poszczególnych historii to mapy zasięgów osadnictwa.

Zarzut von Sydowa należy jednak traktować jako zarzut związany z przekazem bardzo konkretnej cechy kulturowej – tj. bajek ludowych. Gdyby wziąć na warsztat np. melodie ludowe, wówczas hipoteza automigracji może okazać się dużo bardziej uzasadniona. Znajomość niektórych melodii w populacji mogła dotyczyć większości jej reprezentantów, a sam proces nadawania i odbioru (tj. śpiewanie/granie i słuchanie) mógł się odbywać dużo częściej i w daleko mniej wyspecjalizowanym kontekście niż w przypadku opowiadania historii.

Naukowym ideałem byłoby zatem sformułowanie modelu dyfuzji cech kulturowych (bajek, melodii), który opisywałby i mechanizm automigracji, i mechanizm rozprzestrzeniania się poprzez migracje ludności – najlepiej za pomocą układu tych samych równań, ale różniących się jedynie wartościami parametrów. W ten sposób powinno się modelować coś, co jest reprezentowane w postaci (najlepiej ilościowych) danych empirycznych (i tutaj jest niestety główna trudność, gdyż folklorystyka nie obfituje w tego rodzaju dane), a następnie – porównując przewidywania modelu i obserwacje – ustalić, czy za dyfuzję danego rodzaju cechy kulturowej odpowiada raczej automigracja czy po prostu migracje. A jeszcze lepiej – oszacować wartość parametrów w modelu i stwierdzić w jakim stopniu za dany proces odpowiada pierwszy lub drugi mechanizm (gdyż prawdopodobnie najczęściej będzie to jakaś kombinacja automigracji i migracji).

W praktyce, ze względu na brak np. danych o tempie dyfuzji danej tradycji na różnych obszarach, empiryczny test musi mieć bardziej toporną formę. Np. opierając się na argumentacji von Sydowa, empiryczną obserwacją w szczególny sposób różnicującą działanie obu mechanizmów jest pokrywanie się zasięgów występowania danej tradycji ustnej z obszarami w różny sposób sprzyjającymi komunikacji (czyli w szczególności takimi, w obrębie których istnieją różnorakie bariery językowe). Im mniejsza różnica językowa po obu stronach granicy zasięgu danej tradycji (tj. brak dyfuzji mimo sprzyjających warunków) – tym mniejsze poparcie dla hipotezy automigracji. Im dłuższy odcinek zasięgów danej tradycji ustnej przebiegający przez obszary słabo zróżnicowane językowo – tym mniejsze poparcie dla hipotezy automigracji itd.

Tego rodzaju dane przeważnie są już dostępne, chociaż przygotowanie ich w odpowiedniej formie byłoby zajęciem bardzo pracochłonnym. Należałoby a) wybrać przekonującą próbę zasięgów różnych tradycji ustnych, b) przyporządkować granicom tych zasięgów stopień „łatwości komunikacyjnej” (np. na podstawie podobieństwa językowego obszarów po obu stronach granicy), c) policzyć jakąś ogólną miarę „braku dyfuzji przy sprzyjających warunkach” i na tej podstawie ocenić, czy dany zasięg jest bardziej „automigracyjny” czy „osadniczy”. Z pewnością w szczegółach koncepcja ta wymagałaby dopracowania. Byłby to jednak jeden z wielu małych kroków kierujących folklorystykę w stronę nauk nomotetycznych.

Materiały pisemne, autorskie materiały graficzne oraz audiowizualne przedstawione na stronie objęte są ochroną prawnoautorską i nie mogą być wykorzystywane w całości lub części bez zgody autora. © Rafał Miśta 2021

O „teorii feudalizmu” Witolda Kuli

Jakiś czas temu miałem okazję zapoznać się z Teorią ekonomiczną ustroju feudalnego Witolda Kuli (po raz pierwszy wydaną w 1962 r.). Książka bezpośrednio z tematem ewolucji kulturowej niezwiązana (teoria ekonomiczna nowożytnego polskiego feudalizmu) – interesująca natomiast z perspektywy metodologii nauki i myślenia o historii w inny sposób niż „rekonstrukcja wydarzeń”/pisanie opowiadań nakierowujących czytelników na wybraną przez autora interpretację dziejów. W pewnym stopniu odpowiada ona na analogiczny problem, jaki współcześnie stawiają sobie „ewolucjoniści kulturowi”, którzy „gęstemu opisowi” i „krytycznym reinterpretacjom” przeciwstawiają podejście modelowe i jednocześnie oparte na mniej subiektywnej analizie danych empirycznych niż ma to miejsce w przypadku tradycyjnej humanistyki. Stąd też parę rzeczy wyniesionych z tej lektury wydało mi się wartych wynotowania na niniejszej stronie – przy zastrzeżeniu, że jest to bardzo swobodny wybór tego, co uważam za istotne/ciekawe, a nie dokładne referowanie części metodologicznej książki Witolda Kuli.

1. Interesujące jest już samo uzasadnienie doboru tematu – tj. gospodarki feudalnej. Za Marksem Kula zwracał uwagę, że feudalizm jest uniwersalnym fenomenem, czymś w rodzaju „protosystemu”, z którego powoli wyodrębniał się kapitalizm (tj. z wyspami mechanizmów rynkowych występującymi od jego początków i ulegającymi stopniowej ekspansji), ale też, który w pewnym zakresie funkcjonuje do dzisiaj – zwłaszcza w słabo rozwiniętych krajach „trzeciego świata”. Zrozumienie ekonomii ustroju feudalnego miało zatem pomóc zrozumieć historyczne uwarunkowania świata zachodniego, ale także współczesne funkcjonowanie gospodarek „nierozwiniętych”. Rozwijając swoją teorię Kula sięgał jednak dalej i np. w rozdziale poświęconym dyskusji nad racjonalnością decyzji ekonomicznych w systemie feudalnym (a zatem w systemie nierynkowym) pokazywał, że „wyspy” z problemami analogicznymi do problemów nowożytnego polskiego folwarku, występują na każdym kroku – nie tylko w gospodarce socjalistycznej (w której Kula żył – i która, jak można podejrzewać, dawała mu szereg inspiracji do opisu nierynkowego ustroju feudalnego), ale również w zachodnim kapitalizmie.

Jednocześnie, ważnym punktem w jego teorii jest obserwacja, że zjawiska rynkowe w gospodarce feudalnej rządziły się innymi prawami niż w gospodarce kapitalistycznej – nie jest to zatem proste rzutowanie tych niby-reliktowych zjawisk w przeszłość. To, co występuje w skali powszechnej i z pozycji dominującej działa często inaczej niż wtedy, kiedy występuje jedynie w ramach izolowanych nisz.

W obszarze ewolucji kulturowej również dałoby się odnaleźć problemy badawcze, których wagę można uzasadniać w analogiczny sposób, i do których można dopisać nawet podobne dygresje metodologiczne. Przykładem może być kultura przekazu ustnego, z której stopniowo wyłaniała się kultura pisma/druku/świata cyfrowego. Przekaz ustny i przekaz pisemny mają swoje odrębne mechanizmy, które w różny sposób wpływają na ewolucję kulturową.

Dwa przykłady ewolucji kulturowej instrumentów muzycznych: po lewej – bałtyckich psalteriów (w warunkach tradycyjnego przekazu ustnego), po prawej – ewolucja kornetów (w epoce przemysłowej i poprzemysłowej). W pierwszym przypadku rozwój instrumentu można opisać drzewokształtnym grafem, w drugim przypadku – graf ten musi być bardziej skomplikowany. Źródło: ilustracja po lewej pochodzi z artykułu: Tëmkin I. (2004) Evolution of the Baltic psaltery: a case for phyloorganology? The Gaplin Society Journal 57: 219-230. Ilustracja po prawej: Tëmkin I., Eldredge N. (2007) Phylogenetics and Material Evolution. Current Anthropology 48: 146–154.

Pewne elementy „nie-ustne” towarzyszyły kulturze oralnej od jej zarania (np. poprzez przekazywane międzypokoleniowo wytwory kultury materialnej, a zwłaszcza poprzez różnego rodzaju piktogramy), a sama „piśmienność” długi czas występowała jedynie w wąskim kręgu elit. Tak jak do dzisiaj w gospodarce są obszary dotąd nieurynkowione, tak i współcześnie są obszary, które wciąż funkcjonują na zasadzie przekazu ustnego (np. przekazy rodzinne istniejące przeważnie w formie ustnych opowieści). Co więcej, można przywołać np. W. Onga (i jego książkę „Orality and Literacy”), by zauważyć, że inaczej funkcjonował przekaz pisemny w czasach dominacji kultury oralnej, a inaczej funkcjonuje on obecnie (np. nowożytne książki pisane były w stylu przypominającym przemowy – a zatem wciąż uwzględniały dominujący niepiśmienny charakter komunikacji). Na ile analogia transformacji feudalizmu w kapitalizm i transformacji kultury ustnej w kulturę pisma jest badawczo płodna – to już pytanie otwarte.

2. Kula rozpoczyna teorię od sformułowania własnej „teorii dobrej teorii ekonomicznej” – czyli w tym przypadku odpowiedzi na pytanie „co każda teoria ekonomiczna powinna tłumaczyć”. Odpowiedź sprowadził do czterech punktów: 1) praw opisujących wielkość nadwyżki ekonomicznej i jej zawłaszczanie; 2) praw opisujących alokację sił produkcyjnych, środków produkcji oraz nadwyżki ekonomicznej; 3) praw rządzących przystosowywaniem się gospodarki do zmieniających się warunków społecznych (krótki okres); 4) praw rządzących dynamiką długookresową, zwłaszcza wynikającą z wewnętrznych mechanizmów danego systemu gospodarczego, prowadzącą do ostatecznej dezintegracji systemu i przekształcenia go w inny. Gospodarkę można z grubsza sprowadzić do produkcji i konsumpcji, do tego, że każdy chce jakoś zaspokoić swoje potrzeby bytowe. Stąd kluczowe jest pytanie – ile zostanie wyprodukowane, i jak zostanie to rozdzielone. Rozróżnienie między krótkim okresem a dynamiką długookresową polega na opisywaniu z jednej strony, jak na różnorakie problemy w danym momencie odpowiadają podstawowe podmioty systemu feudalnego, a z drugiej – jak ewoluuje system feudalny, aż po swój (przewidywany w ramach teorii) kres. Jak podkreślał autor: „idealny model to taki, w który wkomponowano składowe odpowiadające za jego upadek.”

Odpowiedź Kuli na postawione przez niego pytanie jest sprofilowana pod kątem ekonomicznego charakteru tematyki jego pracy – a zatem niekoniecznie możliwa do przeniesienia do teorii zjawisk niegospodarczych. Być może dałoby się ją jednak jakoś uogólnić: uniwersalnym odpowiednikiem „wielkości nadwyżki ekonomicznej” byłaby intensywność/skala/zasięg chwytanego w teorii zjawiska. Odpowiednikiem „praw alokacji” byłyby prawa decydujące o strukturze – jakie mechanizmy decydują o zróżnicowaniu zjawiska i udziale jego poszczególnych rodzajów. Krótki okres – to opis tego, jak działają poszczególne sprzężenia w ramach systemu. Długi okres – dynamika, jaką ten układ powiązanych ze sobą sprzężeń generuje. Tu jednak należy podkreślić, że pod wpływem marksizmu, Kula zakłada, że „wewnętrzne sprzeczności” w ostatecznym rachunku doprowadzają do destabilizacji systemu i jego przekształcenia w inny. Wynik układu równań może być jednak różny: od przyjęcia jakiegoś stabilnego stanu równowagi do m.in. cykli lub chaotycznych perturbacji i uogólniając „zasady dobrej teorii ekonomicznej” poza ekonomię – należy wziąć to pod uwagę. W każdym razie zorganizowanie pracy teoretycznej wokół czterech tematów: 1) skali i zasięgu zjawiska, 2) jego struktury, 3) układu sprzężeń i 4) ich długookresowej dynamiki wydaje się wartą zastanowienia heurystyką organizującą pracę teoretyczną. Czy i kiedy bardzo pomocną – to już pytanie otwarte.

3. Wielokrotnie w swojej pracy Kula wskazywał, że ówczesny (tj. w latach 60.) stan analizy źródeł nie pozwala odpowiedzieć na stawiane przez niego problemy, ani też ocenić, które hipotezy są właściwe, a które nie. Ba, często wspominał, że zapewne proponowane przez niego koncepcje są całkowicie chybione. W tym wręcz upatrywał zalet podejścia „modelowego” – poza standardowym uzasadnieniem (jasność założeń i mechanizmów, możliwość testowania wewnętrznej logiki, kompaktowość itp.) model ma przede wszystkim służyć do naukowej dyskusji. Ma być poddany mądrości zbiorowej, nowym materiałom dowodowym, ma być przekształcany – i jego sukces nie tyle polegać ma na „prawdziwości”, ile na płodności wywołanych przez niego naukowych negocjacji. (Stąd też docenienie przez Kulę uwzględnienia przez Marksa w swojej teorii długookresowej dynamiki kapitalizmu – pomimo tego, że w jego czasach kapitalizm dopiero raczkował.) Obecny brak danych nie powinien zatem zbyt łatwo odciągać nas od budowy namysłu teoretycznego.

4. Kula był świadomy, że opisywany przez niego feudalizm nowożytnej Polski jest tylko jednym z wielu różnych feudalizmów (i że nie można przekładać w prosty sposób jego wniosków na np. feudalizmy zachodnioeuropejskie). Mimo wspomnianej w punkcie 1. uniwersalności zagadnienia, jego teoria opisywała bardzo konkretny czas i miejsce, które w pełni interesować mogło jedynie nielicznych historyków – a jednak „Teoria ustroju feudalnego” znalazła uznanie badaczy z całego świata. Udało mu się zatem dobrze wyważyć proporcję między doborem czynników ważnych lokalnie i powszechnie. Sam opisywał ten problem następująco: każdy model zawiera pewne elementy odwzorowujące takie, a nie inne rzeczy występujące w różnych społeczeństwach w świecie rzeczywistym. Teoria jest ważna jedynie w odniesieniu do społeczeństw, w których występują składowe, które są przez tę teorię wykorzystywane. Im więcej składowych – tym model bardziej wyrafinowany, ale i mniej społeczeństw przez niego opisywanych. Im mniej składowych – tym model uboższy i bardziej toporny w swoim opisie, ale też większa jego uniwersalność.

Gdyby zatem zebrać powyższe uwagi, można by pokusić się o przepis na „idealny” model zjawisk społecznych: 1) uwzględnić przede wszystkim zmienne związane z charakterystykami dającymi się opisać w jak największej liczbie społeczeństw, 2) zawrzeć zmienne, które w długim okresie decydują o tym, czy model jest wciąż adekwatny, czy już nie. A jeżeli przez model „idealny” rozumieć „mający wzięcie w świecie naukowym”, to zapewne należałoby dodać jeszcze punkt 3): budować model na bazie takich czynników, do badania których dysponujemy jak najlepszym potencjałem metodologicznym – gdyż właśnie kwestie metodologii dały Kuli rozgłos.

Materiały pisemne, autorskie materiały graficzne oraz audiowizualne przedstawione na stronie objęte są ochroną prawnoautorską i nie mogą być wykorzystywane w całości lub części bez zgody autora. © Rafał Miśta 2021

Geografia nazwisk

To, że nazwiska mogą być źródłem wielu informacji o człowieku, jest rzeczą oczywistą. Jednym z pierwszych kroków stawianych w prywatnych śledztwach genealogicznych jest przyglądanie się mapom częstości występowania nazwisk występujących w rodzinie (np. korzystając z tej strony). Na temat pochodzenia nazwisk i ich regionalnej popularności powstały i powstają różne prace naukowe – na pewno nie można stwierdzić, by temat był pominięty.

Z drugiej strony, zastanawiam się, czy nie istnieje jednak pewien nieprzebadany potencjał badań nad nazwiskami związany stricte z naukami społecznymi, które przecież ukierunkowane są nie tyle na rekonstrukcję procesów historycznych (a tym bardziej historii poszczególnych rodzin), ale na wyjaśnianie procesów społecznych zachodzących teraz. Nazwisko jako uformowane w takich a nie innych okolicznościach oraz przekazywane z pokolenia na pokolenie może być jakimś korelatem kapitału społecznego, kulturowego, a także określonego genotypu. Są zresztą prace, które wykorzystując informacje o częstości pewnego zbioru nazwisk wśród historycznych i obecnych elit, próbują oszacować poziom dziedziczenia elitarnych pozycji/mobilności społecznej. W szczególności warto wspomnieć o tym, co robi Gregory Clark (w tym np. jego artykuł o nadreprezentacji nazwisk Samurajów wśród obecnych elit japońskich). Ale nie tylko on – np. tutaj jest przykład badania innych autorów, pokazującego, że nazwiska najbogatszych mieszkańców Florencji z XV w. są nazwiskami najbogatszych mieszkańców Florencji w XXI w.

Takie badanie wymaga jednak listy nazwisk z jakiegoś okresu przeszłego i z okresu obecnego. Nie jest to wymagające kryterium (zwłaszcza, kiedy badamy elity, które dość wcześnie zaczęły posługiwać się nazwiskami i są dobrze udokumentowane). W różnych okolicznościach, wygodniej byłoby jednak odwołać się do informacji pochodzących jedynie ze współczesnych czasów – choćby dlatego, że są one często bardziej wiarygodne, reprezentatywne, a przede wszystkim – łatwiej dostępne.

I tak jednym z pomysłów, jaki przyszedł mi do głowy, jest wykorzystanie rozkładów geograficznych nazwisk do szacowania odziedziczonego poziomu kapitału społecznego/kulturowego. Sprawdzając rozkłady nazwisk reprezentujących bardzo różne warstwy społeczne, wydaje się, że można dostrzec między nimi różnice i podobieństwa, które nie są neutralne z perspektywy potencjalnego dziedziczenia pozycji społecznej.

Przykłady nazwisk „chłopskich” – często licznych i skoncentrowanych w niewielkiej liczbie powiatów wiejskich. Źródło: stąd.

Przykłady nazwisk „magnackich” – względnie rzadkie, rozproszone (ale obecne w wielkich miastach). „Czartoryscy” na północno-wschodnim Mazowszu są z drobnej szlachty, a nazwisko „Potocki” może mieć różną genezę (np. może być też nazwiskiem „chłopskim” od „potoku”). Zbieżność nazwisk różnych rodzin jest potencjalnym źródłem problemów w interpretowaniu rozkładów. Źródło: stąd.

W szczególności dotyczy to takich charakterystyk jak:

  • liczby osób noszących dane nazwisko (popularne – liczące tysiące posiadaczy, ekstremalnie rzadkie – mające ich ledwie kilku)
  • stopnia koncentracji nazwisk (wyraźne skupiska/równomierne rozproszenie po obszarze kraju)
  • charakteru skupisk (miasta duże/miasta małe/wsie)
  • regionu występowania (zwłaszcza w odniesieniu do obszarów o bardzo specyficznej historii – np. północno-wschodnie Mazowsze z dominacją drobnej szlachty, Ziemie Zachodnie, obszary pograniczne).

Każda z tych czterech zmiennych w jakimś stopniu odzwierciedla kapitały społeczne i kulturowe ich posiadaczy: odwzorowując pochodzenie chłopskie/szlacheckie; potencjalną liczbę krewnych, do których się można zwrócić o pomoc; to, od jak dawna ich rodziny mieszkają w miastach; czy ich przodkowie byli przesiedlani po II wojnie światowej itd. Warto podkreślić, że nie podejrzewam, by była tu zależność deterministyczna, ale statystyczna – ktoś, kto nosi nazwisko zakończone na -ski i koncentrujące się np. w łomżyńskim, z większym prawdopodobieństwem (ale nie na 100%) będzie potomkiem (drobnej) szlachty niż ktoś bez końcówki -ski i z koncentracją w obszarze Podkarpacia. Ktoś, kto ma rodzinę niemal wyłącznie w dużych miastach, najprawdopodobniej nie jest pierwszym pokoleniem „miastowych” (co z kolei przekłada się np. na wielkość kapitału kulturowego) – a przynajmniej w zestawieniu z kimś, czyje nazwisko występuje wyłącznie w powiatach wiejskich. W odniesieniu do konkretnych przypadków może być jednak tak, że potomek chłopów z Kurpiów będzie nosił nazwisko „-ski”, a potomek drobnej szlachty po kądzieli z Rzeszowskiego – nie. Podobnie, ktoś mieszkający od pokoleń z mieście może mieć kapitał kulturowy miejskiej biedoty, a duża liczba miejskich krewnych może być efektem niedawnej przeprowadzki ze wsi. Zbadanie siły związku między różnymi hipotetycznymi „istotnymi” charakterystykami rozkładów nazwisk a charakterystykami ich posiadaczy już samo w sobie wydaje się być interesujące.

Analizę takich rozkładów można dość łatwo zautomatyzować. Wystarczy odpowiednio duża próba nazwisk, których kapitały społeczne i kulturowe są opisane, przypisanie im rozkładów przestrzennych (uwzględniając m.in. wyżej wymienione kryteria porównawcze) i oszacowanie, jakim rodzajom i wielkościom kapitałów odpowiadają dane typy rozmieszczenia nazwisk. Na tej podstawie można następnie dla zbiorów nazwisk (np. działaczy różnych organizacji, pracowników różnych instytucji) szacować średnie poziomy kapitałów kulturowych i społecznych.

Oczywiście, nie mam pojęcia, czy coś takie rzeczywiście zdałoby egzamin i miało dostateczną trafność – jest to pytanie empiryczne. Pocieszająca jest na pewno duża liczba potencjalnych ulepszeń tej metody: można zwiększyć liczbę kryteriów porównawczych (a nawet pozwolić na wyłonienie najbardziej znaczących cech rozkładów przez sztuczną inteligencję), uwzględnić bardziej szczegółowo to, co wiadomo o nazwiskach (pochodzenie, znaczenie, występowanie np. w encyklopediach), a także skorzystać z rozmieszczeń nazwisk sprzed 50 czy 100 lat (co np. wzmacniałoby rolę występowania nazwisk w miastach, a także eliminowało wpływ niedawnych migracji).

Gdyby to jednak działało – to myślę, że podstawową zaletą byłaby możliwość określania wpływu dziedziczonego kapitału społecznego i kulturowego wśród przedstawicieli różnych odmian „klasy średniej” – a zatem osób, które z perspektywy źródeł historycznych są często anonimowe i w swej masie na tyle liczne, że możliwości np. odtwarzania ich indywidualnych genealogii byłyby niezwykle czasochłonne, kosztowne, a często pewnie – niewykonalne.

Materiały pisemne, autorskie materiały graficzne oraz audiowizualne przedstawione na stronie objęte są ochroną prawnoautorską i nie mogą być wykorzystywane w całości lub części bez zgody autora. © Rafał Miśta 2021

Ewolucja środkowoeuropejskich państw narodowych

Jakiś czas temu miałem okazję pisać artykuł na temat „ewolucji kulturowej elit” (ukazał się jako rozdział w książce Lords and Boors – Westernisers and ‘Narodniks’: Chapters from Polish and Hungarian Intellectual Historytutaj jest jego wersja robocza). Jak to bywa przy takich rzeczach, większą pomoc dają one czasem autorom niż ich czytelnikom – dla mnie była to okazja, by zastanowić się, jak pożenić różne koncepcje spod parasola „ewolucji kulturowej”, a zwłaszcza turchinowskiego myślenia o historii w kategoriach modeli ekologicznych i ewolucyjnych, z wyjaśnieniem dziejów naszego regionu – tj. Europy Środkowej.

Jednym z wątków, który, jak sądzę, może być dość zręcznie uchwycony w taki sposób, to grubo ponad 100-letni trend w kierunku „unaradawiania” się państw środkowoeuropejskich. Państwa narodowe i nacjonalizmy nie są jakimiś szczególnymi wyróżnikami tej części świata, jednak mają swoją regionalną specyfikę, wyraźną zwłaszcza na tle pozostałej części Europy. Część z nich można zilustrować poniższym wykresem:

Liczba państw w Europie 1816-2016 (na podstawie danych i wg kryteriów Correlates of War – tylko państwa funkcjonujące w organizacjach międzynarodowych).

Europę można podzielić na trzy strefy: 1) zachodnią, gdzie liczba państw w ciągu ostatnich 200 lat była dość stabilna, 2) środkową, gdzie liczba państw w ciągu ostatnich dwóch wieków znacząco zmalała (na skutek zjednoczenia Niemiec i Włoch), oraz 3) wschodnią (tu Europa Środkowa), gdzie liczba państw znacząco wzrosła. Wzrost ten łączy się z przemianą jakościową: powstające państwa przeważnie są coraz bardziej jednolite etniczne. Do podziałów w oparciu o kryteria narodowościowe dorzucają się przemieszczenia ludności, migracje, eksterminacje, a także zmiany granic istniejących państw.

Odsetek mniejszości narodowych w wybranych państwach – przed i po II wojnie światowej. Źródło: Kosinski, L. A. (1969). Changes in the Ethnic Structure in East-Central Europe, 1930-1960. Geographical Review, 59(3), 388. doi:10.2307/213483 

To, co w tym procesie unaradawianie wydaje mi się ciekawe, to jego żywotność. Od uruchomienia w okresie I wojny światowej, jest on cały czas aktywny – i nawet trudno powiedzieć, by słabł. Upadek komunizmu był rewolucją nacjonalistyczną – z powodu rozpadu ZSRR, zjednoczenia RFN i NRD (sic!), rozpadu Czechosłowacji, a następnie uruchomienia długotrwałych podziałów w obrębie dawnej Jugosławii. Zajęcie Krymu przez Rosję również zwiększyło odsetek „narodu w państwie narodowym”, a wciąż możliwe są dalsze zmiany (np. podział Bośni i Hercegowiny, zjednoczenie Albanii i Kosowa). Z perspektywy ponad wieku można powiedzieć, że różnice etniczne są w naszym regionie podstawą zmian jednostek politycznych.

Jak to wytłumaczyć? Tutaj właśnie pomocny wydaje się model doboru wielopoziomowego, który jest jedną z kluczowych koncepcji dla przedstawicieli ewolucji kulturowej. Zakłada on, że doborowi podlegają nie tylko konkurujące ze sobą jednostki, ale także złożone z nich (i konkurujące ze sobą) grupy, których sukces oddziałuje na sukces jednostek. Grupa jest efektem współpracy jednostek, a każda współpraca wymaga od współpracujących jakiegoś poświęcenia. Jego koszt zwraca się wtedy, kiedy grupa „radzi sobie lepiej” niż niewspółpracujące (i niepoświęcające się) jednostki. Poziom współpracy między jednostkami zależy zatem od tego, jak bardzo odczuwają one efekty konkurencji między grupami do których należą. Jeżeli grupy konkurują ze sobą wściekle – to i jednostki łączą się we wspólnej walce. Jeżeli poziom konkurencji między grupami jest niski – to przewaga grup mocno współpracujących jest nikła i zwiększa się ilość grup o niskim poziomie wewnętrznej współpracy. Dlatego też mechanizm ten określany jest jako dobór wielopoziomowy – dobór na poziomie wyższym (grupy) decyduje o doborze na poziomie niższym (jednostek).

Tzw. równanie Price’a modelujące genetyczną selekcję grupową. Opisuje zmianę w odsetku współpracujących (∆p) jako funkcję siły selekcji międzygrupowej (βG), siły selekcji wewnątrzgrupowej (βI), genetycznego zróżnicowania międzygrupowego (VG) i średniego zróżnicowania wewnątrzgrupowego (VI). Presja selekcyjna zależy bowiem od zróżnicowania populacji: tym większa, im wyższe jest zróżnicowanie i większa siła selekcji.

Bardzo upraszczając, można powiedzieć, że „nic tak nie cementuje jak wspólny wróg wojenny”. Proces „cementowania” może zachodzić na bardzo różne sposoby: poprzez formowanie koalicji do wspólnej walki, ale również poprzez wykluczanie tych, którzy nie chcą walczyć (tj. współpracować).

Wracając zatem do trendów unaradawiania się środkowoeuropejskich państw: nietrudno zauważyć, że poziom konkurencji międzygrupowej (tj. międzypaństwowej) nie jest w całej Europie taki sam (o czym mogą świadczyć dużo częstsze zmiany granic – a zatem i zależności politycznych – w XX w. na wschodzie niż na zachodzie).

Zmiany terytorialne w Europie 1782-1998. Źródło: Kowalski M. (2016). Cykle pokoleniowe w czasie i przestrzeni. Przegląd Geograficzny, 88(4), 488-510.

Zgodnie z modelem doboru grupowego – zwiększona presja selekcyjna na poziomie grup (czyli w tym przykładzie: państw) wpływa na dobór w obrębie grup maksymalizując zdolność do wewnątrzgrupowej współpracy. W przypadku Europy Środkowo-Wschodniej – na wzrost etnicznej jednorodności państw, co usuwa szereg konfliktów wewnętrznych (których gaszenie wymaga czasu i kosztów), a pozwala na większą sterowność na poziomie jednostki politycznej. Ewolucja w kierunku etnicznych państw narodowych jest w takiej perspektywie rezultatem doboru międzygrupowego preferującego kraje, które nie poświęcają znacznej części zasobów na łagodzenie tarć wewnętrznych.

To dlaczego bycie „w przeciągu historii” (jak określił miejsce Polski Jerzy Giedroyć) nie skutkuje wielonarodowymi federacjami, ale akurat wzrostem narodowej homogeniczności jest bardzo ważnym pytaniem, na które można by sporo napisać. Kluczowe wydaje mi się jednak to, że jest to pytanie „dlaczego”, a nie „czy” – niewiele wskazuje, by projekty wielonarodowe w Europie Środkowej miały na dłuższą metę szansę na powodzenie (a przynajmniej było tak dotychczas). Etniczna homogeniczność okazywała się najstabilniejszym rozwiązaniem bez względu na to, czy była pierwotnie planowana, nieplanowana, czy była wynikiem działań danego państwa, czy była mu narzucona przez inne. To, że istniały alternatywne koncepcje, a niektóre z nich były przez jakiś czas realizowane – nie unieważnia tego wniosku. Proces ewolucyjny nie polega na tym, że powstają wyłącznie najlepiej dostosowane rozwiązania, ale na tym, że powstają różne – i z nich na skutek doboru (a w przypadku ewolucji kulturowej – również ukierunkowanych modyfikacji) z czasem wybierane/wytwarzane są rozwiązania najstabilniejsze.

Materiały pisemne, autorskie materiały graficzne oraz audiowizualne przedstawione na stronie objęte są ochroną prawnoautorską i nie mogą być wykorzystywane w całości lub części bez zgody autora. © Rafał Miśta 2021

Grupa facebookowa

Ten wpis ma charakter ogłoszeniowy, tzn. chciałbym czytelników interesujących się naukowo tematem ewolucji kulturowej zaprosić do nowopowstałej grupy facebookowej:
https://www.facebook.com/groups/679414586117792/
Grupa ma charakter akademicki – tzn. przeznaczona jest do rozmów mniej lub bardziej naukowych oraz informowaniu o wydarzeniach (konferencje, warsztaty, call for papers itp.). Ze względu na liczne możliwe nieporozumienia, precyzuję, że ewolucja kulturowa rozumiana jest tutaj jako współczesny obszar badań (bardzo odmienny od dawnego XIX-wiecznego ewolucjonizmu, a także XX-wiecznego neoewolucjonizmu w naukach społecznych), przeglądowo opisany np. w tej książce:

którą można traktować również jako bardzo dobre wprowadzenie do tej tematyki.  Pewnym drogowskazem może być również zakres zainteresowań organizacji Cultural Evolution Society. Niestety, nie odważę się sam dokładnie zdefiniować, co kryje się pod pojęciem „ewolucji kulturowej”, gdyż mam spore wątpliwości, w jakim stopniu jest to spójny obszar badań, a także, czy istnieje jakiś wspólny mianownik dla jego przedstawicieli. Stwierdzenie, że jest to chęć rozszerzenia teorii ewolucji na zagadnienia kulturowe, na pozór brzmi przekonująco. W praktyce można znaleźć i coraz bardziej zniuansowane dyskusje o różnicach między ewolucją biologiczną i kulturową, i ożywione dawne problemy antropologii społecznej i kulturowej (które wypadły poza główny nurt – obecnie bardzo humanistyczny i jakościowy), i prace ukierunkowane bardziej w stronę nauk kognitywnych, psychologii rozwojowej, społecznej i ewolucyjnej, a także różnorakie badania ilościowe (statystyczne oraz modelowanie matematyczne) zjawisk dotychczas traktowanych tradycyjnymi metodami humanistyki (czemu sprzyja tworzenie nowych zbiorów danych „cyfrowych” w ramach projektów opisanych jako „humanistyka cyfrowa”).

Ogółem, biorąc pod uwagę kierunek przepływu wiedzy z Zachodu do Polski, jestem ciekaw, czy jest już jakaś recepcja ruchu ewolucji kulturowej w Polsce – a jeżeli tak, to jaka? Mam również nadzieję, że grupa pomoże w „parowaniu” się osób o podobnych zainteresowaniach badawczych, a także w propagowaniu tego konglomeratu ewolucyjnych podejść i problemów.

W każdym razie – zapraszam!

 

Materiały pisemne, autorskie materiały graficzne oraz audiowizualne przedstawione na stronie objęte są ochroną prawnoautorską i nie mogą być wykorzystywane w całości lub części bez zgody autora. © Rafał Miśta 2020

Teoria zabytków

Tym, co od dawna interesuje antropologów są tradycje – dlaczego trwają, w jaki sposób się zmieniają, a także, jak bardzo są stare. Badanie tradycji jest jednak trudne – nie są to jakieś konkretne mierzalne obiekty, które można by bez problemu zdefiniować, policzyć lub umiejscowić na mapie (tradycja jest tam, gdzie ludzie, którzy ją kultywują i modyfikują, a ci są w ciągłym ruchu). Szczególnie kłopotliwe wydają się tradycje ustne – nie tylko przez swoją wariantowość (czy to jeszcze wariant podania, czy już inne podanie?), ale również niemożność wynotowywania ich wszystkich potencjalnych „nosicieli” (nie da się nagrać wszystkich piosenek znanych przez każdego człowieka) oraz trudność z datowaniem czegoś, czego powstanie nie zostało nigdzie odnotowane.

Być może jakąś drogą do zrozumienia ewolucji tradycji jest skupienie się na czymś bardziej namacalnym, ale pozwalającym prześledzić podstawowe problemy związane z przekazem międzypokoleniowym. Stąd też moje zainteresowanie zabytkami. Wg. Narodowego Instytutu Dziedzictwa zabytek to „dzieło człowieka, bądź rzecz związana z jego działalnością, która stanowi świadectwo minionych czasów (epoki) albo konkretnego zdarzenia. Warunkiem uznania za zabytek jest posiadanie choć jednej z trzech wartości: historycznej, artystycznej lub naukowej, dzięki której zachowanie tego obiektu dla przyszłych pokoleń leży w interesie społecznym” (źródło).

W bardzo dużym przybliżeniu zabytek to materialny odpowiednik tradycji. Zabytki kiedyś powstają (nie będąc wtedy jeszcze zabytkami), muszą przetrwać odpowiednio długi czas (ulegając po drodze modyfikacjom, rozbudowom), a następnie, przy odrobinie szczęścia, zostają otoczone społeczną czcią i objęte ochroną przed zniszczeniem i nieuzasadnionym przekształcaniem.

I tak jak można zastanawiać się, dlaczego w niektórych społecznościach zachowało się więcej dawnych tradycji danego typu niż w innych, tak samo można zapytać: dlaczego w niektórych miejscach zabytków jest więcej?

Kazimierz Dolny – miejsce koncentracji zabytków. Źródło.

Skupiając się wyłącznie na zabytkach nieruchomych (i nie wchodząc w kwestię rabowania i handlu obiektami historycznymi oraz instytucjonalnym gromadzeniu ich np. w muzeach), aby odpowiedzieć na to pytanie, można odwołać się do trzech czynników:

  • liczby obiektów wytworzonych w danym miejscu w przeszłości,
  • szansy przetrwania tych obiektów do dnia dzisiejszego,
  • szansy uznania obiektów za zabytki.

Nie może być dużo zabytkowych budowli tam, gdzie niewiele budowano (por. Włochy z Grenlandią). Jednocześnie mała liczba zabytkowych budynków nie musi świadczyć o cywilizacyjnym zapóźnieniu, ale o historii niesprzyjającej ich zachowywaniu: wojnach, kataklizmach żywiołowych, ale też procesach modernizacyjnych, które nie szczędziły usuwania tego, co przestarzałe. Do tego dochodzi arbitralność w rozpoznawaniu tego, co jest zabytkiem. Jak stary powinien być? Jaki poziom przekształceń pozbawia go statusu zabytkowości? Co z rekonstrukcjami? Co z obiektami starymi i pospolitymi (ogrodzenia, kamienice czynszowe itp.)? Co z obiektami o kontrowersyjnej historii (np. pomniki zbrodniarzy, obozy koncentracyjne)? Czyje i jakie interesy stoją za uznaniem czegoś za zabytek? A przede wszystkim: czy w danym miejscu i czasie w ogóle funkcjonuje pojęcie „zabytku”?

Analiza rozmieszczenia i liczby zabytków jest zatem czymś innym niż prostą rekonstrukcją rozmieszczenia i liczby danego rodzaju obiektów w przeszłości albo ich pozostałości zachowanych obecnie. Dobrze zilustrować ten fakt może prześledzenie takiego potencjalnego wskaźnika „nagromadzenia zabytków” jak liczba obiektów uznanych za światowe dziedzictwo kulturowe UNESCO. W 2018 roku ich globalny rozkład wyglądał tak:

zabytki
Liczba obiektów dziedzictwa kulturowego UNESCO wg państw w 2018 r. Na szaro – brak danych. Opracowanie własne na podstawie danych z tej strony.

Większość obiektów światowego dziedzictwa znajduje się w Europie (zwłaszcza Zachodniej). Budzi to oczywiste kontrowersje, do czego dokładają się badania (np. 1, 2) pokazujące, że znalezienie się na liście UNESCO jest w znacznej mierze rezultatem czynników politycznych, a nie bezstronnej analizy „zabytkowości”.

Jak jednak powinien wyglądać nieupolityczniony rozkład światowego dziedzictwa? W zgodzie z wymienionymi poprzednio czynnikami, niekoniecznie dawałby on każdemu z krajów świata równy udział. Wynika to np. z długookresowego zróżnicowania zaludnienia Ziemi (i dominacji w tym zakresie Chin, Indii oraz Europy Zachodniej) – czyli nagromadzenia potencjalnych twórców przyszłych zabytków:

Gęstość zaludnienia Ziemi – szacunki historyczne. Mapy pochodzą stąd, a ich właściwym źródłem jest artykuł: Goldewijk K. K., Beusen A., Janssen P. (2010). Long-term dynamic modeling of global population and built-up area in a spatially explicit way: HYDE 3.1. The Holocene 20(4), 565–573.

Globalny rozkład gęstości zaludnienia różni się od rozkładu światowego dziedzictwa kulturowego (niedoszacowane wydają się Indie, Chiny oraz obszar Zatoki Gwinejskiej) – chociaż są obszary zbieżne. Nawet w artykule o polityzacji decyzji UNESCO (Frey, Pamini, Steiner 2013) wśród zmiennych wpływających na przyznawanie tytułu światowego dziedzictwa, istotnymi okazały się: „liczba lat przynależności do historycznej cywilizacji”, historyczne wartości PKB na mieszkańca (dla 1500 i 1820 r.) oraz historyczne wielkości populacji państw (dla 1500 i 1820 r.). Moim zdaniem do pełnego obrazu brakuje jeszcze zmiennych opisujących szansę przetrwania dóbr kultury – czyli np. globalnego rozkładu katastrof żywiołowych, tempa degradacji obiektów (np. związanych z relacją między typem wykorzystywanych surowców a klimatem), a także wielkości szkód wojennych. Można podejrzewać bowiem, że w niektórych miejscach konflikty zbrojne są częstsze, a dopuszczany przez strony konfliktu poziom zniszczeń infrastruktury dużo wyższy niż w innych.

W każdym razie, czym innym jest rozkład obiektów światowego dziedzictwa UNESCO; czym innym rozkład miejsc, w których teoretycznie powinny powstawać obiekty zasługujące na ten status; a czym innym rozkład obiektów, które obecnie na ten status zasługują.

A do czego zmierzam: otóż, sądzę, że ilość zachowywanych tradycji w danej społeczności (podobnie jak ilość zabytków) również można wyjaśniać zbliżonymi czynnikami (z grubsza związanych z tworzeniem obiektów przekazu, szansą przetrwania tych obiektów i procesem ich społecznego „uświęcania”; dostosowanych przy tym do przedmiotu i charakteru przekazu). Znając te czynniki i mając historyczne wartości zmiennych, które je opisują, dawałoby możliwość rekonstruowania, jak postępował proces trwania/zaniku tradycji, o których nie mamy i nigdy nie będziemy mieli bezpośrednich informacji.

Materiały pisemne, autorskie materiały graficzne oraz audiowizualne przedstawione na stronie objęte są ochroną prawnoautorską i nie mogą być wykorzystywane w całości lub części bez zgody autora. © Rafał Miśta 2019